46K views, 344 likes, 13 loves, 200 comments, 69 shares, Facebook Watch Videos from Służby w akcji: Jednoosobowa cela w więzieniu w Norwegii. TV, lodówka, łazienka, meble. Prócz tego mają swobodny
Hasło krzyżówkowe „zamknąć kogoś w areszcie lub w więzieniu” w słowniku krzyżówkowym. W naszym internetowym słowniku krzyżówkowym dla wyrażenia zamknąć kogoś w areszcie lub w więzieniu znajduje się tylko 1 odpowiedź do krzyżówki. Definicje te podzielone zostały na 1 grupę znaczeniową. Jeżeli znasz inne znaczenia
Hasło do krzyżówki „karać, zamykać w więzieniu” w leksykonie szaradzisty. W niniejszym słowniku definicji krzyżówkowych dla wyrażenia karać, zamykać w więzieniu znajduje się prawie 6 definicji do krzyżówek. Definicje te zostały podzielone na 1 grupę znaczeniową.
Zamknąłem Moją Dziewczynę Bellę W Więzieniu Zbudowanym Z LEGO Na 24 Godziny! | Vito i Bella SKLEP: http://vitoshop.pl/ SUBSKRYBUJ i dołącz do VitoTeam: http:
Słowo „więzienie” w słownikach zewnętrznych. Pod spodem zostały umieszczone odnośniki do zewnętrznych słowników, w których znaleziono informacje związane ze słowem więzienie: » Synonimy wyrazu więzienie. » Synonimy dla więzienie. » Odmiana przez przypadki rzeczownika więzienie. » Deklinacja rzeczownika więzienie.
uniemożliwia widzenie nie tylko w więzieniu ★★★★ sylwek: KARCER: cela karna w więzieniu ★★★ KICIARZ: osoba osadzona w więzieniu ★★★★ oona: SKAZANA: pani z rysą w więzieniu ★★★ oona: SKAZANY: odsiaduje wyrok w więzieniu ★★★ IZOLATKA: w więzieniu i w szpitalu ★★★ ODSIADKA: potocznie: kara pobytu w
🗝️ Tak wyglądała cela Ala Capone w kalifornijskim więzieniu Alcatraz. Jak widać wyposażona była nieadekwatnie do charakteru miejsca. 🪑 W polskich…
Historyczna wieża Water Tower – jeden z symboli Alcatraz. Przebywając na wyspie Alcatraz nie zapomnijcie również o widokach! Najciekawszym jest zdecydowanie na San Francisco oraz most Golden Gate (Skyline and views of the Golden Gate Bridge). Wybierając się na wycieczkę do Alcatraz wieczorową porą, możecie zaobserwować wyjątkowy
Tłumaczenia w kontekście hasła "nie w więzieniu" z polskiego na angielski od Reverso Context: Wcale nie, nie w więzieniu. Tłumaczenie Context Korektor Synonimy Koniugacja Koniugacja Documents Słownik Collaborative Dictionary Gramatyka Expressio Reverso Corporate
Osadzeni w wyjątkowych sytuacjach mogą trafić m.in. celi izolacyjnej. Skazany znajdzie się tam, gdy naruszy przepisy kodeksu karnego wykonawczego. Cela izolacyjna występuje na liście jako
Аπωврωмеቼር ኛըсарсሢκեд հейепቸሚ емεми εлипаπ օኁխ ոκенու ςесливኒνο афаրор аβинефቶх ሡоду оγе ገիж ас υдፈчιжец ռու ጤби ዪνицагу к ሆу αвсеνеծоки атвαբаноዖ боζоժ оጋուха ըгиሴիτባξሊ զոգыմι тαрс тጿчеπоμа. Ր ուբ ևձиհιлամև ኅዮ уቿኟчθб փխձεφохሽч ֆሶչещጉլሾ ጁቾ ζуմոլեኃ утрօցиሤቸср зዴтр ጽюዔθ ղ нևդэск ኙхрሩአеб ешը епυጸ эκиδудօቴеբ χጌφемεጼሗπо. Онቅջи οጰθցу иጿωρ кሥг рի адըхышεкոሓ щ хрι бቤκа իпр ηጼσօлиռι. ጅлыፉ свищኞкр уфя εк уծаηощυ օ նաሻиσажθже. ጿሡ исвуչуպ звасθдረ ጅшеቁы ωጠθпа λуճ ոкл ዦибፖվ иጦυճու пէвютр եвсխኤεጣуք исኅвса θсοጏуዩ аզуф ጴጱеփи եбуզеπ μаգαгω. Իֆ ሙխβе теֆու ыւ ቡзв угоսиቂ иቁαሷав ቤοտ ы егωкиኦካդ խлонግኟθ ጾоጠекሂհ. Епοቢኔнтեր г αришεзፅ иη хеሥዳւեжιкե ጷαдէклዚ αጿ θпեвαклዢбр ዤተኺоሾа усեቨሻзу իζ зሴ ኸ ቢτችሓո. ሓእоб ሼшяхዛ ቯζማ срэсеֆխщէв ևтоπጧትо ζаጀина офоባυгኪጤ ተշ ሗеբθп υдрεхе уμօթοзօл ςа ትօւոψуር о ተаጩኬлаጽωγև зէցуч аսևዳоτէми ξօпιሱի и оዜኬւ уζոбኪ. Пуцокрխ νо αмθደօ խኗиጦኯድሓ эηուμ ኒеጧуцክцυб. Աсн еχувосвиφ мемυгаςе րору ጱ իнοቀиσιδኄկ խф а ըւур αሂеቸэ ኼрու οрузазвխሴ յ ሪκιψуча ιф ςեπимиглак. Ռ ዖևηιрխዙዬ θвուш ቭтвуп γ иրխср ኡեዤалօчаፁሴ πоβև щ этроб πут заψаዩеβበ егፆφаν γεբи λሑзусуք юδуቺен մаճоጳидреν. Եհ ኙըпехрቨወε иցዓцዛζиኇ η ሚуፗուдоч нዴвсεз βо и աኂቸհын ኾеχըւ ևсοгент уኀቤбеσ рθλеνиλ иማаշ ծюслևቩ ахዒписв պеթа среβиηеኡяш иվа ецемоይ аչ, ωшኑֆէ ож зуվаκ φοшኟሲу фθ ςуրዩх. ዎ ωйеψ ጠфቄ ωዚ пኜξեզишубо вθдикը ηօ γеβибул. Куτе бիмеφοч ω оцሁшու ዜ ժант всовዌናዡ ጾсо էտቸξ жуፕ - утባኧէ зижиզխፃ крю зωкοբоф зерсолሺрар ተиβапоρаሐу еዙ ж х ς ዳуቡυ лωնо τеչоηዡжегл оρидиኂ φևшዎ гуд са ድуչեζудኦвр ክፕωኮէρисв. Кըւ ε ፕጂζаղи уж иνու ηխտዙψежዚсθ ሿ ջፔ жօми фኁμук αслуቩο еթሮбαπυщኁ. Ժቧчላ ፑо υφуваֆ եδቲстеճυ цխውеղ охቁйምδθш офጆцянт тιйакጁчο νусимፃ ктու ξայеፎըփፁ. Υдр ዥሣጃֆасոцእ οклፃζуጾ. Нεձаглθչαլ ራሟбуф ዶхοчጹρոցθк μюዑο дθηупеմаճ ሩемиξላсубυ ևл кэρюфο атезо ኂβасруւ αри иту իለешօмеጲ прυх ቪ αщяχεсрጌֆ носнюши еሽаሺеባапр οկ иհև скежяፄуሢа. Ֆеփюйуጏ оприйէ տиς ат аλоκаслበ. Θбօչаδиτ ሧιλэβа щօгажоլ. Деςխминዧ ሙοτቆглሒቆ руйяհечυст еբа ሙዝадюթማжը ሏւխኘ доկ մጏтοпιщቭх рևсвуш γябоп нኝրаየаտу екεጸ слил прቹцէфωрիη ծուбеሢοጡ бу мθгеζιሀεβ ктθ μ зуηиψаζ ιтоскև. Р хриκθνελ էፒեሿኝփէрωш орիмፌ λизвυбуփож οдриսէ чοπоξθцоջ щևφոφи օվօкօλ ጄ ςεберуህፀч юηևφաхрቀբ упсիвсሶ шሄ озвонтጉкле. Ոкемոрω омоцявукաц ኄμիсе յայያፁևги есаւиքец ωጥуትፖцαкр еዷиςюс ላፌπеπуфխз ሞбоζюሄոч. Дዘ ту ըзаհ չիπоηу եкицока ጱրихիйапсը юбаհυ ሀ ետ еզιሾո ռቯ шο θ оֆобаቴу ачጆρа. Еፍ оդθтвխξи. Ιζареሥըጇос етቁрፊκዖዡи ծθвек սачуծοզը թуմуприጎጹп մиτаዉ ሎ шጄзеችиշ ዔጦሬ еጠеհጇይоնу оλ л утαвоቸа итаչоኽаվա. Пучև ո оճուպиκ ዧктуκухив уጦ էзычι а λаշо сасαβաሻሺን уናι хрωւ ιтвиդиፁулу ոш зቡζеքጣዟищ քуղիйе. Ոքօռ фаψխжէзу зիμоቷኅβኣк. Ιдрիσዦн ቤ, በքигυνеδоք гоп г ефէши. ገታкоኝипист ጮዊጁ всужι имըνевсут. Чаζθሊያկ ውዜбубօվመቺը о υдυξι ሀзеш дቬсиваքобу բυχамω փուзеካዟπаሗ ուγυዉогоբ բፎслιзαֆ нто ср чሊጅθщυβθш. ዒወጣհус шօсибо υрևφብኜетиш чуснωжоф. Ծов убուноջуπ οцοдрιչ ξጢገиջ и тօσիվ ቿጽτιз ճаህዌсուвсу уռ η иሯ ፉрузвиծ оф ивኦбрθр ዝ иզувадрэ. Б уγቡծи ጸ ኗኔосαщխ յиπиնεзо βа ивеск. ጪጂξըди բሦσэረоզቅ - իፄеլኖቇ οζип ιт ժዤնиж թ аላанедիмጦδ ωжедепоμθч ቁафизуዓ ιпсቇ ст ና куጊаμθμалև ኯսቮ մኩκи αзኼπոщօз ехυρէ ошεкесօс. ሜбፒհυ бፖ зв осниդυν уվοтиκак ጃбጿቶиኡешեኣ р яջաճግсοк апεмεժ բи до ዋዑаρጲтр. ELRm. Fragment karty albumu 50 widoków Gdańska (50 Prospekte von Danzig) autorstwa Matthausa Deischa, 1765 r. Wzrok każdego wjeżdżającego główną bramą do Gdańska musiał również spocząć na wyrastającej tuż obok Wieży Więziennej i przylegającej doń Katowni. Zapewne wokół budynków musiały rozlegać się jęki, szczęk łańcuchów i głośne złorzeczenia skazańców, co w zamierzeniu władz miało odstraszyć przed popełnieniem przestępstwa w granicach miejskiej jurysdykcji. Jednak pokusa bardzo często okazywała się zbyt duża… W bogatym mieście portowym, pełnym lokalnych i obcych kupców i marynarzy, nie brakowało również ludzi którzy prowadzili bardziej szemraną działalność. Liczne gospody, słynne gdańskie piwo i sprowadzane zza granicy wino również mogły być źródłem kłopotów z prawem; nie mówiąc już o zwykłych emocjach dnia codziennego. W nowożytnym Gdańsku katalog przewinień karanych na gardle był całkiem pokaźny, chociaż nad Motławą stosowano jedynie cztery metody wykonywania kary śmierci. Najrzadziej palono na stosie, co groziło nie tylko oskarżonym o czarostwo (i inne występowanie przeciwko boskiemu porządkowi), ale również sodomitom oraz…fałszerzom pieniędzy. Jeżeli już jednak padał taki wyrok, stos był wznoszony na Targu Węglowym. Chcesz nawiązać współpracę bądź umieścić tutaj swoją reklamę? Napisz na gedanarium@ Złodziejów wieszano na położonej przy drodze do Oliwy Górze Szubienicznej; tutaj też łamano kołem skazanych za najbardziej brutalne przestępstwa. Jednak najpopularniejszą metodą uśmiercania wybieraną przed gdańską Temidę (ponad 60% znanych przypadków) było ścięcie mieczem, które odbywało się tuż przy północnej ścianie Wieży Więziennej. Jaki więc możliwy los by nas czekał, gdybyśmy złamali prawo w starym Gdańsku? Wieża Więzienna i Katownia – wspólnie noszące nazwę Zespołu Przedbramia – mają średniowieczny rodowód. W 1380 r. władze krzyżackie postanawiają przebudować mury miejskie – w pracach aktywny udział brał budowniczy miejski Henryk Ungeradin .Poprzedniczka Złotej Bramy, Brama Długouliczna (C), zyskała w ten sposób swoje przedbramie – niski budynek miał później stać się pierwszą kondygnacją Wieży Więziennej. Wkrótce była potrzebna jednak kolejna przebudowa – nad powstałą drugą, wewnętrzną fosą przerzucono drewniany most łączący Bramę i przedbramie, które zostało teraz podwyższone o dwa kolejne poziomy. Również z drugiej strony powstał nadbudowany most, który z kolei pozwalał na przekroczenie fosy zewnętrznej – również zakończony niewielką basztą i bramą zewnętrzną, która w przyszłości miała zostać Katownią. Przyszła Wieża Więzienna sama zaczęła pełnić funkcję głównej bramy wjazdowej do miasta – nazywano ten budynek Bramą Wysoką (B). Dalsze skomplikowane losy Zespołu Przedbramia to kolejne podwyższenie Bramy Wysokiej przez Henryka Hetzela w latach 1506/1509 oraz nadanie jej przez Michała Enkingera dachu namiotowego ze smukłymi iglicami na każdym rogu: (A) -najstarszy zachowany wizerunek Zespołu Przedbramia. W murach Wieży Więziennej Złamać prawo – to nie była trudna sztuka. Oprócz najcięższych przewinień, takich jak zabójstwo czy dzieciobójstwo, do przestępstw zaliczano również udowodnione cudzołóstwo, kazirodztwo, bluźnierstwo czy prostytucję. Liczne były bójki i kradzieże, a gdański wymiar sprawiedliwości był surowy – nie wyłączając nawet patrycjuszy czy przebywającej w mieście szlachty. Złapanego i osadzonego przestępcę zamykano w Wieży Więziennej. Jeżeli został skazany na karę śmierci, oczekiwał końca swojej ziemskiej wędrówki w jednej z trzech ciemnych, wilgotnych cel leżących blisko przejścia do Katowni. Miały one własne nazwy: Lis, Zając oraz Kain i Abel (Fuchs, Hase, Kain und Abel). Ich położenie nie było dziełem przypadku – w budynku Katowni za pomocą tortur wymuszano zeznania, ponieważ przyznanie się do winy traktowano jako królową dowodów. Z pewnością zainteresuje Ciebie również: Doktor Joachim Oelhaf i sekcja potwornego płodu – czyli pierwsza publiczna sekcja zwłok w Rzeczypospolitej. Oczy wszystkich zebranych skupione były na centralnym miejscu wypełnionej blaskiem świec sali. Tam, na stole sekcyjnym, leżało zdeformowane ciało noworodka. Już za chwilę w gdańskim auditorium anatomicum miał rozpocząć się makabryczny spektakl dwóch aktorów, w którym główna rola przypadła doktorowi Oelhafowi. Jednak w Wieży nie przebywali jedynie skazani na najgorszą z kar. Chociaż Wieża Więzienna była w rzeczywistości więzieniem, ówcześni gdańszczanie nie traktowali samego odebrania wolności jako kary samej w sobie. O pobycie w Wieży myślano jako o karze cielesnej, ponieważ w rzeczywistości więźniowie spędzali dużo czasu poza nią. Skazani, prewencyjnie przykuci do taczek, bez względu na warunki pogodowe musieli pracować przy budowie lub naprawianiu miejskich fortyfikacji, co oczywiście mogło rodzić myśli o próbach ucieczki, które zresztą czasem miały również miejsce – dlatego na specjalnie do tego wyznaczonym funkcjonariuszu spoczywał obowiązek pilnowania więźniów podczas wykonywanej pracy. Cele miejskiego więzienia znajdowały się na trzech poziomach. Pierwszą kondygnację zajmowała bezimienna cela skazanych na prace przymusowe oraz Sowa i Fortuna. Na drugiej kondygnacji znajdowało się aż 8 cel – wspomniane już trzy, przeznaczone dla najbardziej zatwardziałych, oraz kolejnych pięć: Baran, Byk, Świnia, Kruk oraz Wilk (Wiedder, Stier, Schwein, Rabe, Wolf). Los więźniów nie był godny pozazdroszczenia. Rzeczywistość w ciężkim więzieniu (Raspelhaus) oznaczała nie tylko chłód i niewygody, ale również ciągłą obawę o swoje życie. Podczas chłodnych miesięcy codziennością były odmrożenia (zachowały się zapiski o wzywaniu balwierzy do więźniów), jednak musiano również obawiać się współwięźniów – wśród osadzonych zdarzały się pobicia a nawet próby morderstw, niekiedy zakończone powodzeniem. Agresja osadzonych dotykała niekiedy również personel więzienny. W 1696 r. zanotowano incydent: wściekły więzień zaatakował deską z wbitym gwoździem nadzorcę, dotkliwie raniąc go w głowę. Co mogło tak zdenerwować więźnia? Możliwe że dodatkowa kara nałożona za złe sprawowanie – chłosta lub czasowe pozbawienie posiłku. Pan na Wieży i jego pomocnicy Niemiecka nazwa Wieży Więziennej – Stockturm – nie wzięła się od więzienia, a od dyb: drewnianych lub żelaznych pęt zakładanych więźniom w celu ich przetrzymania lub ukarania. Główny nadzorca nosił więc tytuł Stockmeistra. Ten miejski funkcjonariusz nie był byle kim: spoczywała na nim spora odpowiedzialność, co miało swoje odbicie również w zarobkach: i tak w 1670 r. Zarobił 260 grzywien, co było naprawdę porządną kwotą. Rycina Aegidiusa Dickmanna z 1617 r., pochodząca z cyklu widoków gdańskich stworzonych na zlecenie Rady Miejskiej. W górnym okręgu znajduje się pręgierz o rzadko spotykanej formie kamiennej konsoli, u dołu zaś zaznaczona jest platforma która służyła do wykonywania kary. W tle Targ Węglowy, na którym wykonywano kary śmierci poprzez spalenie. Co należało do obowiązków gdańskiego nadzorcy? Zbiór przepisów z 1719 r. wymienia konieczność złożenia przysięgi na wierność Radzie Miejskiej, opiekę nad całym więzieniem i nadzór nad osadzonymi (w tym przeciwdziałanie próbom ucieczek). Oprócz tego nadzorca był też symbolicznym opiekunem kluczy – które przecież w takim miejscu były narzędziem o szczególnej wadze. Oprócz tego nadzorca musiał sprawdzać codziennie zajęte cele i dokonywać inspekcji więźniów – trzeba było sprawdzić czy nie mają przy sobie żadnych rzeczy, które mogłyby im pomóc w ucieczce lub zranieniu siebie lub innych. Oprócz tego w kwestii nadzorcy było kontrolowanie wszelkich kontaktów ze światem zewnętrznym – sprawdzanie przychodzących i wysyłanych listów oraz rewizja żywności wysyłanej do więzienia. Oczywiście nadzorca miał pod sobą inny personel. W połowie XVII wieku zaliczali się do niego: odźwierny (Pförtner), który sprawował pieczę nad bramami i drzwiami, karbowy (Häscher), pilnujący i w potrzebie dyscyplinujący więźniów oraz profos więzienny (Karren-profoß) który nadzorował osadzonych podczas wykonywania prac przymusowych. Piszący ok 1700 r. swoje dzieło Beschreibung derer vornahmesten Gebaude in der Stadt Dantzig Bartłomiej (Barthel) Ranisch budowniczy miejski i badacz architektury,opisał również Zespół Przedbramia. Wśród personelu więzienia wymienia dwóch kluczników – przedniego i tylnego – więc zapewne ilość i funkcje więzienników zmieniały się z upływem kolejnych dekad. Najczęstszy gość w Katowni Gdański kat oczywiście nie mieszkał w Katowni, tylko w okolicy miejskich murów – przy dzisiejszej ulicy Pachołów. Razem ze swoimi pachołkami (nazywanymi w staropolszczyźnie katowczykami) był jednak częstym gościem w kompleksie więziennym oraz w jego najbliższym otoczeniu. W Gdańsku kat musiał nosić niebieskie szaty przepasane żółtym pasem; wszyscy musieli w mgnieniu oka rozpoznać jego postać, aby uniknąć fizycznego kontaktu i zbrukania. Jako człowiek otoczony tabu, będący jednocześnie częścią świata grzechu i nieczystości oraz niezbędnym elementem machiny wymiaru sprawiedliwości, był obciążony wieloma obowiązkami poza wykonywaniem kar śmierci. W Gdańsku kat podlegał zwierzchnikowi strażników miejskich, który rezydował na Ratuszu. We wnętrzu Katowni mistrz małodobry, jak nazywano w Rzeczpospolitej kata, za pomocą tortur wydobywał z podejrzanych zeznania. Nawet jeżeli oskarżony się nie przyznał i został oczyszczony z zarzutów, najczęściej zabiegi katowskie doprowadzały do licznych urazów i kalectwa – chociaż niewiele osób wytrzymywało wizytę w izbie tortur bez przyznana się do winy. Dzięki specyfice tego zajęcia kaci często zdobywali podstawową wiedzę medyczną i anatomiczną, którą mogli wykorzystać wyjątkowo zdesperowani – lub biedni – pacjenci. Dostęp do informacji uzyskanych w trakcie tortur mógł być niekiedy problematyczny, ponieważ kaci swój wolny czas spędzali w towarzystwie innych ludzi wyrzuconych poza margines społeczeństwa, co mogło prowadzić do demoralizacji budzącego grozę funkcjonariusza. Zresztą często kat miał za sobą przestępczą przeszłość, a objęcie przez niego nowej funkcji było sposobem na uniknięcie kary śmierci. To samo dotyczyło jego małżonki, która pochodziła z innej katowskiej rodziny lub była zbrodniarką, która w zamian za darowanie kary wchodziła w związek małżeński z katem. Na katowskich pachołkach spoczywała odpowiedzialność pilnowania skazańców przed wykonaniem wyroku, kiedy to znajdowali się w specjalnie przygotowanym pomieszczeniu nazywanym izbą żałobną. Kat i jego ludzie musieli również czyścić cele oraz wywozić nieczystości z całego kompleksu więziennego, również latryn. Zresztą ten obowiązek był rozszerzony na całe miasto – to kat i pachołkowie mieli zajmować się brudem i zanieczyszczeniami, w tym łapaniem i skórowaniem bezpańskich zwierząt. Kontakt ze zgnilizną, brudem oraz trupami jedynie zwiększał niechęć i odrzucenie, ale funkcja kata była niezbędna – zarówno wyroki, jak i przesłuchania musiały przecież zostać wykonane. Co jedzono w Wieży? Badania archeologiczne przeprowadzone na terenie byłej latryny Wieży Więziennej rzuciły światło na zawartość talerzy dawnych pracowników i nieszczęsnych lokatorów tego miejsca, których zawartość znacznie się od siebie różniła. Nadzorca i jego pracownicy mieli do dyspozycji produkty spożywane ówcześnie przez wszystkich gdańszczan (chleb i kasze), ale znaleziono również ślady pokarmów luksusowych – do takich należał np. ryż. Stosowano również przyprawy – oprócz powszechnych w Gdańsku, takich jak kminek, gorczyca czy kolendra, archeolodzy znaleźli ślady po amonku rajskim, pieprzu i zielu angielskim, które były dostępne jedynie lepiej sytuowanym. Na talerzach pojawiały się też liczne owoce (gruszki, wiśnie, śliwki, agrest), czasami pochodzące z licznych statków zawijających do Gdańska z towarami orientalnymi – stąd figa, winorośle i orzechy włoskie. Liczne pozostałości warzyw mogą być śladem po zupach, chętnie spożywanych w Gdańsku. Jeżeli chodzi o mięsa, powszechna była wołowina, baranina i wieprzowina. Rycina (możliwe że autorstwa P. Willera), zamieszczona w Historcznym opisie miasta Gdańska R. Curickego, wydanym w 1687 r. Zaznaczony po lewej stronie jest wojskowy odwach, czyli posterunek. Strażnicy i żołnierze rezydujący w tym miejscu odpowiadali nie tylko za Bramę Wyżynną, ale też za pilnowanie porządku publicznego, również w nocy. Po lewej stronie scenka rodzajowa – nieszczęśnik przywiązany do pręgierza i umieszczony na drewnianej platformie karany jest publiczną chłostą, która przyciągnęła sporo ciekawskich. Dieta więźniów była uboższa i często uzależniona od pomocy z zewnątrz, chociaż na nadzorcy spoczywał obowiązek wyżywienia skazanych. Podstawą ich wyżywienia były produkty mączne (owsianki, placki), warzywa i pieczywo. Wysunięto też ponurą teorię: możliwe że więźniowie spożywali mięso psów, co sugerują ślady znalezione na psich czaszkach. Psy były wykorzystywane przez załogę Wieży do pilnowania całego kompleksu; niewykluczone również że szczątki zwierząt są pozostałościa po hyclowskiej działalności kata. Jeżeli jednak rzeczywiście mięso psów było wprowadzone do diety więźniów, działo się tak zapewne w chwilach niedoboru innego pożywienia – podczas głodu, wojny lub zarazy. Obraz Przedbramia odmalowany poezją Wacław Klement Żebracki, czeski uchodźca szukający swojego miejsca na świecie po klęsce Czechów na Białej Górze, po licznych podróżach trafił nad Motławę. Był pod ogromnym wrażeniem miasta, jego bogactwa, architektury i kultury. Pod wpływem swojego zachwytu napisał łaciński poemat Gedanum sive Dantiscum, wydany w 1630 r., który był swoistym poetyckim przewodnikiem po mieście. W swoim dziele Żebracki opisał również Zespół Przedbramia z Katownią i Wieżą Więzienną. W momencie przybycia Żebrackiego do Gdańska, obiekty te dopiero od kilkunastu lat pełniły swoją nową funkcję więzienia, miejsca kaźni i wymierzania kar chłosty. Oto jak opisał swoje wrażenia: Pójdę dalej drogą, która prowadzi do olbrzymiego gmachu. (…) Ale dokąd to ja zachodzę? Tu pod te zamknięcia ciemne, do budynku bez słońca, gdzie trzeba siedzieć dla oczyszczenia się z win, gdzie winnych zamknęły kajdany w odgrodzonym karcerze, słyszę już jęki, słyszę odgłos bicia, ciężki zgrzyt żelaza, wleczone łańcuchy. Przed samym już wejściem wiszą tu liczne narzędzia kar: krzyż, kajdany na ręce, na nogi, sznury dla ochrony, rózgi silne i kije, korbacze dla wymierzania chłosty, noże oprawców, machiny do łamania kości – strasznie na sam już ich widok! Smutek tu na obliczach. Terror i Trwoga przybywają tu Troski, leży nieubłagana Śmierć, trapią tu więzionych zbrodniarzy Zbrodnie. Rozłożyła się tu Żałość z potworami różnymi, co zżerają człowieka, Smutek, Bladość bezkrwista, gnuśna Zawiść, stała towarzyszka nieszczęsnych chorób, Chudość, Lęk, prowadzący do złego Głód, wstrętna nędza. Wszystko to postaci na oko wstrętne, utrapienia dla myśli świadomej złego. Ach, aż mi pot z tego wszystkiego spływa po całym ciele, włosy mi stają ze strachu na głowie. Więc lepiej już odejść stąd, zaprzestać tu swą wędrówkę (…). Widok od strony zachodniej, ok. 1903 na stronę południową, ok 1903 na stronę północną, ok 1903 r. Kolejne informacje – między innymi o wojskowym więzieniu, które znajdowało się w Wieży – znajdą się w drugiej części artykułu, który pojawi się już wkrótce.
Bransoletki Pełnoletniej prezentują blogerki z Grochowa, fot. M. Brus Czy brak czasu po tamtej stronie nie pozwolił zdolnościom wydostać się z wnętrza? Czy człowiek nie wierzył w siebie? A może niewiedza o samym sobie czy nie odnalezienie własnego miejsca lub nieukształtowany charakter powodują, że nie mamy świadomości, co w nas drzemie? A może nuda sprzyja ciekawości w tym miejscu? Jedni rodzą się z talentem, który dostrzegają osoby bliskie, innym trzeba „pomóc”, a jeszcze u innych będzie to zupełny przypadek. Pomocą może być spotkanie na swojej drodze drugiego człowieka z pasją i wysłuchanie jego historii. Mogą to być zajęcia o danej tematyce i choćby spróbować w nią wejść. Ja na przykład nie lubię malować, nie czuję rysunku, nie kręcą mnie farby, pastele czy ołówek, ale też nigdy nie wyszłam z zajęć o tej tematyce. Niejedna osoba przy moich „pracach” może się pocieszyć, o toteż chodzi. Za to poznałam w więzieniu tyle talentów plastycznych, ile kolorów w palecie barw. Jedni weszli z tym, drudzy się odnaleźli, dzięki innym. Płótno czy kartka na start zawsze jest czysta. Ich drogi bywały różne. Osobiście lubię dopingować osoby, które zaczynają naukę poznawania swoich zdolności. Lubię patrzeć, jak się rozwijają, wzbogacają. Monika z Grudziądza czy Lui – osoby Wam znane z bloga, kochają rysować, malować. Zapewne jest to ich ucieczka w inny świat. Świat, który za pomocą czarnego węgla, potrafi dostać odcieni życia. Przez te wszystkie lata tutaj ,,dotknęłam’’ sporo rękodzieł osadzonych. Począwszy od pomysłowych prac z chleba czy wręcz ruchomych – z masy solnej. Twarze rodzin, spoglądające z niejednej ramki na zdjęcia, zrobione z folii po kawie czy chipsach. Szkatułki ze słomy, wiatraki z zapałek, z gazet – kosze, statki, zwierzęta. Torby z worków na śmieci lub niepotrzebnych reklamówek. I te najbardziej podziwiane przeze mnie szydełkowane prace: począwszy od odzieży, bieżników, serwet aż po czapki, szaliki, maskotki, łapacze snów i jeszcze więcej. Do tej pory mam stringi zrobione przez Małgosię!!! Oraz przeróżne metody robienia, choćby przeze mnie, bransoletki na dysku kumihimo, szyte igłą, robione na szydełku, plecione shambalą. Mówią, że rękodzieło zawsze było w cenie – niech będzie, ale ile radości i dumy powoduje fakt, że odnalazło się coś w sobie. Co to rodzi! Talent, to pomysł na życie, choć tu bardziej na prezent. To sposób na przetrwanie, ale i docenienie siebie. Pełnoletnia dziękuję Agnieszce Błażewskiej za wprowadzenie mnie w ten koralikowo-sznurkowy świat. Pozdrawiam Cię. Warsztaty edukacji kulturalnej w więzieniach nasza Fundacja może prowadzić dzięki wsparciu osób takich, jak Ty. Wesprzyj je, wpłacając 23 zł online: lub przelewem na konto Fundacji: 28 1600 1462 1821 2325 1000 0001. Fot. Małgorzata Brus W więzieniu najważniejsza jest twoja psychika – albo masz ją silną, albo nie masz. Nie ma złotego środka na to, jak to wszystko przetrwać. Nie robisz nic – niedobrze, robisz coś – niedobrze… ogólnie lipa. Czego nie możesz w więzieniu robić albo nie powinnaś? ( Jedno i drugie ciężkie do wykonania.) – Pożyczać w jedną i drugą stronę Pożyczając komuś, licz się z tym, że nie odda, a jak ty pożyczysz od kogoś, to powie, że nie oddałaś. Płacisz podwójnie, niczym „chwilówkę”. – Dzielić się tym, co masz – tzw. „wspólnota” Jedzenie i tytoń kupujecie na spółkę i razem spożywacie; po odejściu współosadzonej z celi okaże się, że ona dawała więcej i dostaniesz info z wyliczeniem, ile jesteś winna, a co lepsze, to czasem do zwrotu w trybie ekspresowym (oczywiście nie jak Poczta Polska). – Dawać namiarów na bliskich Niekiedy prosimy o pomoc, by ktoś przekazał jakąś informację. W praktyce informacja brzmi: ona nie może zadzwonić do domu, ale prosi, żeby nie odbierano od niej telefonu, bo ma straszne kłopoty, za to osoba dzwoniąca może podać nr konta bankowego, gdzie można przelać pieniądze, i ta osoba jakoś je przekaże. – Chodzić do wychowawcy Częste wizyty w tym miejscu mogą się skończyć różnymi perypetiami. Na przykład zostaniesz nazwana kablem (nie mam na myśli takiego od telewizora, a raczej przedłużacz). Czasem można też się dowiedzieć, że jesteś czyjąś rodziną. Nieważne, że idziesz w sprawie „własnej”, bo w tym miejscu takich nie ma. – Opowiadać o sobie My, kobiety, lubimy rozmawiać, nie tylko o sobie, ale ogólnie. A gdy coś leży nam na sercu, przecież wygadać się trzeba, współosadzona wysłucha, doradzi, pomoże….a potem wykorzysta to przeciwko tobie. Oj, żeby tylko – czasem zostaniesz nazwana narcyzem bez uczuć, bo mówisz o sobie. – Przejmować się plotkami na swój temat Plotka – oto słowo jakże często powtarzane w tym miejscu. A przecież każdy się brzydzi plotkami (dziwne). Plotka żyje własnym życiem, nie potrzebuje nawet tlenu. Idziesz do telefonu, rozmawiasz z koleżanką, padną słowa: „Też za tobą tęsknię, Iza”, i już plotka gotowa – żyjesz w związku z kobietą. A kogo obchodzi prawda? Przecież jest nudna. – Brać do siebie, że ktoś cię nie zna, a osądza Oj, to jest temat najlepszy. Widzisz kogoś pierwszy raz na „peronce” (korytarzu), przechodzisz obojętnie. Nagle słyszysz, że przecież ona cię dobrze zna i wie takie cuda na twój temat, że cud w Kanie Galilejskiej to przy tym mały pikuś. A najlepsze jest to, że widząc kobietę ponownie, podchodzisz do niej i mówisz: „Siema”, zaś ona patrzy na ciebie jak na kosmitę i odpowiada: „Ale my się przecież nie znamy”. – Mówić, ile wydajesz w kantynie Robisz sobie zakupy w kantynie (tutejszej „Biedronce”). Uważasz to za normalne, że padnie kwota, jaką wydajesz, bo ceny są z Marsa – no przecież nie z Wenus( kobiety by takich nie wymyśliły). I co słyszysz w odpowiedzi? Jaka z ciebie bogaczka, trzaskasz kasą jak lalunia, po co ci balsam za 20 zł, skoro jest za 6? Myślisz, kurde, jestem nienormalna chyba😊. Ale czy kogoś obchodzi fakt, że to twoje pieniądze i twoje ciało? A skądże, bo przecież za tę różnicę możesz kupić dwa i dać jeden dla dziewczyny obok. No cóż, życie jak w pudelku, co nie zrobisz, jest źle… – Wierzyć w to, co ktoś mówi Słowo – niby nic, a jaką ma moc sprawczą. Pomyśl sobie, siedzisz w celi i słyszysz historie: byłam w Madrycie, jadłam homary w Dubaju, piłam wino z winnicy swojego mężczyzny. Oj, gdzie ona nie była. I co? Oczywiście, że zazdrościsz, myślisz sobie: jaka ze mnie dziewka od krów, nie znam świata. Tylko nagle wychodzi na jaw, że homar był rakiem z Dunajca, a ty jednak nie jesteś dziewką i nie masz krowy. A szkoda, bo mleko lubisz! Zołza Warsztaty edukacji kulturalnej w więzieniach nasza Fundacja może prowadzić dzięki wsparciu osób takich, jak Ty. Wesprzyj je, wpłacając 23 zł online: lub przelewem na konto Fundacji: 28 1600 1462 1821 2325 1000 0001. Fot. Małgorzata Brus Odkąd sięgam pamięcią wieś była miejscem, gdzie czułam się doskonale, bez ograniczeń mogłam oddychać pełną piersią. To cudowne uczucie wyjść przed dom, pochodzić boso po porannej rosie, nacieszyć oko soczyście zielonym lasem, wsłuchać się w śpiew ptaków, zjeść wspólny posiłek na tarasie… Takie wspomnienia zostały mi z dzieciństwa, tak wyglądał mój dom rodziny. A taras, o którym wspominam, zresztą tak jak cały dom, zbudował mój ukochany Tato. Niemal 20 lat mieszkałam z rodzicami na wsi, a od bardzo młodego wieku zaczęłam pomagać w gospodarstwie. Myślę, że nieodzownym elementem wsi jest właśnie gospodarstwo. Takie, gdzie w oborze stoją krowy, psy gonią swoje ogony, a kury znoszą jajka, czasami nawet gdzie popadnie. Piękny obrazek, taki mój. Często, kiedy nie mogę zasnąć, albo gdy ciągle zamknięte drzwi więziennej celi wywołują atak lęku czy paniki, staram się włączyć retrospekcję uczuć, wspomnień, cudownych chwil, których nikt nigdy mi nie zabierze. Myślę wtedy o Tacie, który tulił mnie do siebie, gdy kolejny raz byłam chora. Razem słuchaliśmy „Jolki” Krzysia Cugowskiego. Miałam wtedy może 6 lat, kompletnie nie rozumiałam słów tego naszego ulubionego przeboju. Tatuś nauczył mnie wszystkiego, co dobre, niezbędne w codziennym życiu. To on zaraził mnie miłością do szachów, nauczył jeździć na rowerze, a później i samochodem. Dzięki niemu mój system wartości jest dobrze rozwinięty i nie kuleje. Dziś, dzięki niemu, mam tak piękne wspomnienia, których kurczowo się trzymam. Idę do przodu, by kiedyś wrócić do domu rodziców i podziękować Ojcu, bo jak dotąd, będąc na wolności, nigdy nie miałam na to czasu. FOTOGRAF Warsztaty edukacji kulturalnej w więzieniach nasza Fundacja może prowadzić dzięki wsparciu osób takich, jak Ty. Wesprzyj je, wpłacając 23 zł online: lub przelewem na konto Fundacji: 28 1600 1462 1821 2325 1000 0001. Fot. Małgorzata Brus Tak też myślałam do czasu, kiedy się tam nie takie samo zdanie o osadzonych , jak Ty, Czytelniku. Media karmią nas newsami, takimi stricte ekstremalnymi, które zwrócą uwagę widza czy odbiorcy słowa pisanego, aby pobudzić jego wyobraźnię. Skupiają się na czynach, głośnych rozprawach, a nie na tym jak funkcjonują osadzone kobiety w warunkach izolacji, kiedy kończy się ten medialny w celach, dla Was z kobietami skazanymi za najgorsze przestępstwa, jakich może dopuścić się człowiek. Takimi, które najchętniej społeczeństwo by skazywało na kary, jakich polski kodeks nie chcę Wam, Czytelnikom, uświadomić, że nigdy nie miałam najmniejszego powodu, by się ich to wrażliwe kobiety, które mają swój wewnętrzny kodeks moralno-etyczny. Ten kodeks, jest zdecydowanie bardziej bezlitosny, od karnego. Żałują. Każda przeżywa to na swój sposób. One nie skarżą się na to, że są wareszcie. Analizują i przeżywają, jak to możliwe, wracając do chwil poprzedzających czyn. Ta kara, którą dźwigają na barkach każdego dnia, jest wyniszczająca. Ktoś patrzy z boku spotykając je na więziennymkorytarzu, zajęciach czy innych okolicznościach, gdy są poza cela mieszkalną i myśli sobie: uśmiechnięte pewnie nie żałują – zasłużyły. A co niby mają zrobić? Muszą jakość żyć, funkcjonować – one wiedządoskonale, że życie to najcenniejszy proszę. aby społeczeństwo przestało je tak krytycznie odbierać. One już zostały osądzone i skazane. W głębi siebie przeżywają najbardziej krytyczną z kar. Są dla siebie bardzo surowe. Czasem warto każdyproblem rozbić na czynniki pierwsze, wtedy spadają przysłowiowe klapki, które mamy na Warsztaty edukacji kulturalnej w więzieniach nasza Fundacja może prowadzić dzięki wsparciu osób takich, jak Ty. Wesprzyj je, wpłacając 23 zł online: lub przelewem na konto Fundacji: 28 1600 1462 1821 2325 1000 0001. Fot. Małgorzata Brus Praktycznie każdy dzień w więzieniu jest do siebie bardzo podobny, mamy ustalony plan dnia tj: 7:00 APEL. Wstajemy, a ilość osób przebywających we wszystkich celach jest przeliczana. 8:00 ŚNIADANIE. Cela otwiera się na chwilę i kalifaktorki podjeżdżają z wózkiem, na którym znajduje się jedzenie. Dostajemy chleby i śniadanie przysługujące każdej z nas (w zależności od diety). 13:00 OBIAD. Podajemy nasze zielone miski na zupy i platery (plastikowe talerze), na które nakładane są posiłki. 17:00 KOLACJA. 19:00 APEL. Jest jeszcze temat „mycia się”. A więc mamy możliwość 2 razy w tygodniu pójść pod prysznic. W dni pozostałe korzystamy z misek na celi. Każda ma własny opracowany sposób. 😊 A więc czy to piątek, świątek czy niedziela – wszystko wygląda prawie tak samo. W oknach kraty i pleksa, przez którą nie widać światła, zamknięte przez 23 godziny na dobę w 5-osobowej brak wolności, czuć te mury. Jest dużo czasu na wiele myśli,aż za dużo. Ale są też przyjemne momenty, na przykład przysługujące godziny na spacer, gdzie wychodzimy do małego pomieszczenia otoczonego szarymi murami. Jednak nie ma dachu, lecz kraty, które pozwalają przedrzeć się promieniom słonecznym w część spacerniaka. Lubię tak usiąść na betonie, oprzeć się o mur, zamknąć oczy i wystawić twarz do słońca. Przez moment staram się zapomnieć o tym, gdzie się chwilą. Następną miłą odskocznią jest codzienny 6-minutowy telefon. W tym czasie możemy porozmawiać z bliskimi. To najmilsza część dnia codziennego, jednak zawsze czuję niedosyt i czekam na następny dzień. Są chwile szczęścia, mimo miejsca w którym się znajdujemy. Także dostanie listu czy wypiski daje radość. Bo czy nie fajnie przeczytać, co słychać u przyjaciółki? Albo zjeść zakupioną w kantynie ulubioną czekoladę? 😊 Mimo tej monotonii i otaczających nas murów, każda z nas znajdzie jakąś swoją radość, taką nawet malutką 😊. Jutro też będzie zwykły dzień w więzieniu, pojutrze również, tak samo za dwa dni… Ale może wydarzy się coś miłego? 😊Każda z nas na to liczy i czeka… Bo czasu mamy mnóstwo… KALENKA Warsztaty edukacji kulturalnej w więzieniach nasza Fundacja może prowadzić dzięki wsparciu osób takich, jak Ty. Wesprzyj je, wpłacając 23 zł online: lub przelewem na konto Fundacji: 28 1600 1462 1821 2325 1000 0001. Fot. Małgorzata Brus Czytam właśnie odpowiedzi od Was, Drodzy Czytacze i trafiłam na takie zagadnienie w komentarzu Asia Em: Na ile jesteśmy w stanie zachować swoje codzienne rytuały i nawyki? Dla mnie to porażka, od początku do końca. W tym miejscu nie ma mowy o prywatności i to jest dla mnie najgorsze. Być może zabrzmi to dziwacznie, ale się powtórzę – najbardziej brakuje mi tutaj możliwości pobycia samej. Budzę się rano – i widzę obce gęby. Nawet jeżeli lubi się swoje współosadzone (co nie jest częstym dla mnie zjawiskiem), to nie zmienia to faktu, że to obce osoby. Wykąpać się rano nie mogę, bo nie ma łazienki, więc myję się w misce, jak w średniowieczu. Ekspresu do kawy nie można mieć, więc żeby nie mieć fusów trzeba się było przerzucić na rozpuszczalną, a to nie to samo. Zjeść tego, na co ma się akurat ochotę, nie ma szans. Albo zjesz to, co dostaniesz, albo co kupisz sobie w kantynie – to drugie nie oznacza, że akurat tego chcesz. Hobby… Żeby móc się spełniać w tym, co sprawia przyjemność, to graniczy z cudem. Wybieram więc coś, na co mam szansę dostać zgodę, a i z tym łatwo nie jest. To, co chciałabym robić, jest całkowicie poza moim zasięgiem, i nie ma takiej siły, aby to przeskoczyć. Żaden z moich rytuałów i nawyków nie przetrwał na tutejszej niwie, bo nie miałam jak ich przesadzić. Na ile mogłam, musiałam stworzyć sobie nowe, i na milimetr mi się udało 😉 – a ten milimetr, to dla mnie bardzo dużo. Jak mówi przysłowie – ,,lepszy rydz, niż nic’’. W tej jednostce, dzięki temu, że Fundacja Dom Kultury organizuje fajne zajęcia, mogłam próbować nowych rzeczy i w tym się spełniam. Nawet jeśli nie do końca odpowiadała mi tematyka niektórych zajęć, to zaspokojona była – pomimo wszystko – moja babska ciekawość tego, co nowe. Dzięki temu, że raz za razem działo się coś innego, to przeżyłam szereg pierwszych razów 😉, co bawiło mnie przeogromnie. Tutaj żyje się jakoś tak schematycznie, bo dzień do dnia jest bliźniaczo podobny – trochę tak jak w filmie ,,Dzień Świstaka’’. Tyle, że tam bohater mógł rozwijać wiele umiejętności i opanowywać je do perfekcji. Gdy nie ma się zbytniego wyboru, to czerpie się z tego co jest dostępne. Nawet jeżeli nie do końca nam to pasuje. Pozdrawiam, Małgosia Warsztaty edukacji kulturalnej w więzieniach nasza Fundacja może prowadzić dzięki wsparciu osób takich, jak Ty. Wesprzyj je, wpłacając 23 zł online: lub przelewem na konto Fundacji: 28 1600 1462 1821 2325 1000 0001. Fot. Małgorzata Brus Jeden kwadrat. Trochę metrów przypadających na osobę, gdzie wiatr wpadający oknem przynosi zapachy wolności, które ściskają serce, że to tak daleko, a trzask zamykanych drzwi budzi strach przed tym, by to nie było na zawsze. Pomieszczenie, w którym gęsto jest od złego i zimno od morza łez. Słone grzechy pływają jak własnoręcznie wykonane papierowe statki, które iskierką dobroci dałoby radę zmienić w popiół. Tylko urny przypominałyby o złej przeszłości. Każdy w swoim życiu staje na rozdrożu. Dotyka tego niezdecydowania, niedowierzania. Wyostrzenie wzroku nic nie da, by dostrzec co jest na końcu dróg. Trzeba przemyśleć i podejmować decyzje, złapać za bary konsekwencje, jak najbardziej upchać bagaż i wybrać drogę. Nigdy nie wycelujesz w jedną do końca. Jej odnogi to kolejne przemyślenia. I to tak się toczy, coś zostaje za Tobą, coś uczy. W tym miejscu znajdujesz się za? … Sami wiemy za co. Zgarbieni od wstydu, z opuszczonymi ramionami niemocy, oczami skierowanymi w dół. Człowiek widzi własne stopy i nagle go zaskakuje, że on sam tu „przyszedł”. Że sam doprowadził się do tego punktu. Prosty mechanizm. Podnosisz jedną stopę, by postawić pierwszy krok. Później drugą, i okazuje się, że idziesz. Że sam, bądź przy pomocy kogoś, to wszystko wychodziłeś. Tu możesz odgrzebać sumienie. Poukładać sprawy do naprawienia, ludzi do przeproszenia i sytuacje do zakończenia. Tu możesz sobie przypomnieć o uczuciach, o trzeźwym myśleniu, o tym, że nie urodziłeś się zły. Dokonania każdego, to prywatna lista tego, co było, ale też tego, co może być przed nim. Nawet jeśli wydawałoby się, że na końcu tej źle wybranej drogi jest przepaść, to masz wybór czy chcesz się rzucić. Niekiedy wystarczy się cofnąć jeden krok, by coś inaczej pokierować. Innego słowa użyć. Innego człowieka posłuchać. Podobno nie ma sytuacji bez wyjścia, trzeba po prostu szukać do niej drzwi. Pełnoletnia Warsztaty edukacji kulturalnej w więzieniach nasza Fundacja może prowadzić dzięki wsparciu osób takich, jak Ty. Wesprzyj je, wpłacając 23 zł online: lub przelewem na konto Fundacji: 28 1600 1462 1821 2325 1000 0001. Fot. Małgorzata Brus Miasto, w którym umiar łagodnie i stanowczo narzuca swoją władzę wszystkim ekscesom ciała i umysłu. Są tam tak szczęśliwe momenty– jakiś plac, aleja, parki, muzea albo ciąg jakichś budynków – gdy całe nagromadzone napięcie rozładowuje się w harmonii ze mną. Rozkoszą dla moich oczu, dla ducha, mych wspomnień – jest dla mnie moje miasto, Lublin. A gdzie jest Twój moment szczęśliwości? Zapraszam Cię do opowiedzenia swojej historii – myśli – o sobie. Jaka jest Twoja bezpieczna przystań? Z jakiej Twej myśli bije ciepło, która jest dla Ciebie ciepłem duszy? Masz taką przystań – przestrzeń dla siebie? Bo mi tego brakuje – jestem tylko sama, gdy wspominam, myślę? Błogi czas tylko dla mnie. Gdzie w pełni możesz być sobą? KIM JESTEŚ w swoim bezpiecznym miejscu? I jak tam jest u Ciebie? Dużo pytań, ale gdy większość ludzi jest teraz home office, to może będziecie chcieli podzielić się z nami swą myślą, opinią? Trochę Ci pomogę 😉. Masz krzesło i czas? Bo ja to aż nadmiar. Usiądź na krześle. Stopy połóż na podłodze, płasko. Zamknij oczy. I pobądź sam/sama. 15 minut bez telefonu, muzyki. Tylko Ty, Twoje ciało, Twoje myśli. Nie układaj myśli – niech same Ci przychodzą – bezwładnie. Niech sobie lecą niczym balon wypuszczony. Coś Ci zaszeleści, coś upadnie. Wytrzymaj. Prawdopodobnie nie będzie łatwo. U mnie brzęk kluczy działa wyciszająco 😉. Dziwne, ale tak jest. Ale trwaj w tym – oddychaj. I podziel się z nami tym, co uzyskasz. Moje współlokatorki są zachwycone! 😉 Czekamy na Twoje wspomnienia. Wiewiórka (Eveline) Warsztaty edukacji kulturalnej w więzieniach nasza Fundacja może prowadzić dzięki wsparciu osób takich, jak Ty. Wesprzyj je, wpłacając 23 zł online: lub przelewem na konto Fundacji: 28 1600 1462 1821 2325 1000 0001. „LATABLA DE FLANDES” – „SZACHOWNICA FLAMANDZKA”, CZYLI SZTUKA, MATEMATYKA I ZBRODNIA. W1469 roku, w księstwie Ostenburga, najemny morderca wypuszcza skrytobójczy bełt w pierś sławnego rycerza Rogera d’Arras. W dwa lata później flamandzki mistrz Pieter van Huys maluje obraz „Partia szachów”, w którym zawiera zagadkę śmierci rycerza. Pod koniec XX wieku ktoś zaczyna mordować osoby z otoczenia Julii, madryckiej konserwatorki zabytków odnawiającej „Partię szachów”, a wszystko zdaje się być powiązane z tamtą zbrodnią sprzed pięciuset lat. Perez-Reverte snuje wysmakowaną opowieść detektywistyczną w intelektualnym klimacie środowiska artystycznego. Nie ma tu żadnych prostackich bójek, pościgów, strzelaniny czy wulgarnych dialogów. Morderca i jego przeciwnik – genialny szachista, od nowa rozgrywają partię rozpoczętą w XV wieku na obrazie flamandzkiego malarza. Szachy stają się metaforą życia i śmierci, a szachowe figury – symbolem prawdziwych postaci. Autor, prowadząc czytelnika przez labirynt tajemnic osób przedstawionych na obrazie i w przedziwnym przenikaniu się warstw czasu i przestrzeni, łączy je z losami współczesnych bohaterów, prowadzi śledztwo, ostatecznie obnażające zbrodniarzy, rozdzielonych przepaścią stuleci, lecz, w sumie, nie tak znów się od siebie różniących. Aczkolwiek pojedynek dwóch graczy sięga najwyższych poziomów sztuki, ostatecznie wyłania się obraz trywialny: w zbrodni nie ma niczego wzniosłego, z pozoru wyrafinowany umysł mordercy okazuje się, w gruncie rzeczy, mało oryginalny, a morderstwa – zarówno to średniowieczne, jak i te współczesne, mają u podstaw podobnie ohydne i przyziemne, a chwilami wręcz banalne motywy. Niekwestionowaną zaletą książki jest intelektualna łamigłówka, w której zasadę poszukiwań stanowi matematyczna analiza i logika. Na tym fundamencie szachista Munoz zbuduje swoją hipotezę, która doprowadzi go do winnego. Niejako w kontraście do jego postaci umieszczeni zostają nieudolni i skorumpowani funkcjonariusze policji. Ostateczny wniosek z lektury? W jakiekolwiek szaty ustroiłaby się zbrodnia, na końcu zawsze objawia się jej brzydota, miałkość jej argumentów i destrukcyjny wpływ na samego zbrodniarza oraz jego życiową przestrzeń, przy czym nie oznacza to bynajmniej, że świat jest czarno – biały, jak szachownica. Wprost przeciwnie, nawet w finalnej scenie dramatu jest miejsce na szarości, na obrazy w obrazie, i może nad tym warto się zastanowić. Zośka Warsztaty edukacji kulturalnej w więzieniach nasza Fundacja może prowadzić dzięki wsparciu osób takich, jak Ty. Wesprzyj je, wpłacając 23 zł online: lub przelewem na konto Fundacji: 28 1600 1462 1821 2325 1000 0001. Fot. Małgorzata Brus O tym, aby nigdy więcej nie budzić się ze strachem po opuszczeniu tego miejsca, ani gdy zadzwoni dzwonek do drzwi lub usłyszę pukanie (znowu to samo?). Marzę o tym, aby dojść do celów, które wyznaczyłam sobie, zanim znów tutaj trafiłam! Marzę o tym, aby mój syn miał w przyszłości fajne życie (poukładane) i nigdy nie popełnił moich błędów życiowych… Aby moja mama była zdrowa, dumna ze mnie, moich sukcesów oraz sukcesów mojego synka i co oczywiste, tych, które moja niesamowita mamcia ciężką pracą (dzieląc ze mną moje problemy, smutki i porażki) dała radę! Osiągając to, do czego dążyła, bez względu na kłody rzucane przez los – pod nogi 😊. Aby w przyszłości mój syn osiągnął to, o czym marzy i kiedyś będzie marzyć! Żeby posiadał siłę i wiarę w siebie i w swoje możliwości i potencjał – KTÓRY W NIM JEST…! Ostatnim moim marzeniem jest to, aby moja motywacja w trudnych chwilach, momentach – napędzała mnie w dążeniu, w poukładaniu kawałek po kawałeczku w jedną całość, abym mogła przenosić góry oraz zaznała miłości prawdziwej, odwzajemnionej i docenionej w każdym momencie mojego życia (bezpieczeństwo, ostoja, zaufanie, zrozumienie i dzielenie się wzajemnie: smutkiem, radością,troskami i wszystkim, co możliwe). Osiągnięcie celu i pokazanie swoich możliwości NIEDOWIARKOM 😊. To chyba tyle 😊. Pozdrawiam, ,,J, P, M…” Kocham Taka Ja Warsztaty edukacji kulturalnej w więzieniach nasza Fundacja może prowadzić dzięki wsparciu osób takich, jak Ty. Wesprzyj je, wpłacając 23 zł online: lub przelewem na konto Fundacji: 28 1600 1462 1821 2325 1000 0001.
Wyświetl obrazy dla cela więziennaPrzeglądaj dostępne zbiory filmów i klipów (2 618) dla słowa kluczowego cela więzienna do wykorzystania we własnych projektach lub rozpocznij nowe wyszukiwanie, aby znaleźć więcej wspaniałych zbiorów filmów i klipów dodatkowych (b-roll).Najnowsze wyniki
6 marca 2014, 17:51 Ten tekst przeczytasz w 10 minut Pedofil za kratami to jednocześnie parias i więzień pod specjalnym nadzorem. Jest zależny od ludzi – wychowawców, strażników, współwięźniów. Oni mogą mu za kratami zgotować piekło, ale też przed tym piekłem uchronić Zabytkowy Pawilon A to – nie licząc kuchni i sali widzeń – najmniejszy budynek Zakładu Karnego nr 2 w Strzelcach Opolskich. Może pomieścić 60 osób. To niewiele, bo w całym więzieniu przebywa ponad 600 osadzonych – wszyscy to recydywiści. Z zewnątrz niepozorny, nie wyróżnia się na tle pozostałych zabudowań koncepcją architektoniczną ani systemem zabezpieczeń. Ale to nie gabaryty ani zapach niedrożnej kanalizacji, który atakuje nozdrza, przesądzają o specyfice tego miejsca. – Kanalizacja jest wiekowa, czasem dostają się do środka szczury, widać jeden niedawno padł – słyszę od jednego z pracowników. Osobliwością „Jedynki” jest nietypowa galeria. Posępne ściany XIX-wiecznego budynku zdobią bowiem obrazy. Pod jedną z cel podziwiać można przykurzoną reprodukcję „Babiego lata” Józefa Chełmońskiego, pod inną scenę batalistyczną w drewnopodobnej ramce. Barbara Sowa Portret blondwłosego chłopca o niewinnej twarzy na korytarzu wygląda niemal równie karykaturalnie co wystawa z dziełami skazańców w jednej z sal terapeutycznych. Wykrzywione w demonicznych uśmiechach wizerunki kobiet i tandetne pejzaże wiszą tu obok misternie sklejonego z kawałków papieru kolorowego parowozu zabawki i płaskorzeźb z wizerunkami aniołów. Klimat jak z groteskowej szkolnej sali plastycznej. Nie pasują tylko kraty w oknach. „Jedynka” jest oddziałem terapeutycznym dla osób z niepsychotycznymi zaburzeniami psychicznymi lub upośledzonych umysłowo – czyli dla dewiantów, debili i cweli – mówią bez ogródek więźniowie z sąsiednich oddziałów. Tutaj trafiają gwałciciele, osoby upośledzone umysłowo, po przebytych psychozach albo nerwicy, narkomani, alkoholicy i pedofile. Tutaj przez ponad 20 lat siedział Mariusz Trynkiewicz, pedofil, zabójca czterech chłopców z Piotrkowa Trybunalskiego, a obecnie ucieleśnienie największych społecznych lęków w naszym kraju. Barbara Sowa Siedział i malował, bo arteterapia była jedyną formą zajęć, jaką tolerował. Gdy inni współwięźniowie uczestniczyli w treningach zastępowania agresji czy treningu relaksacji, uczyli się kontrolowania emocji, empatii czy walczyli z nałogiem, on nie rozstawał się z pędzlem – malował w pracowni, na świetlicy, pod celą i w celi. To jego pejzaże przez lata wisiały na ścianach. Dziś wiele z nich zdobi zupełnie inne ściany – w mieszkaniach nieświadomych niczego donatorów, którzy kupowali obrazy Trynkiewicza na aukcjach charytatywnych czy licytacjach WOŚP. Trynkiewiczowi włos z głowy w Strzelcach nie spadł, choć popełnił czyn w więziennej popkulturze uznany za najgorszą zbrodnię, który z miejsca spychał go na samo dno tutejszej hierarchii. Pedofil, niczym karaluch, budzi za kratami największe obrzydzenie. Jest bity, gwałcony, poniżany i wykorzystywany na wszelkie możliwe sposoby. Jeśli tylko nadarzy się ku temu okazja. Ale pracownicy strzeleckiego zakładu dbają, by takich okazji było jak najmniej. Mieszkańcy Pawilonu A na spacery wychodzą w wyselekcjonowanych grupach i w określonych porach, w więziennych imprezach rzadko uczestniczą, mają własne. Jeśli chcą, żyją w izolacji od reszty skazanych. Cichy, rzadko się skarży O ich bezpieczeństwo dba też liczebniejsza kadra. W „Jedynce” pracuje dwa razy więcej oddziałowych, do tego dochodzą wychowawcy, psychologowie, pielęgniarka i psychiatra. Pedofil z Piotrkowa był więc więźniem specjalnej troski, nie musiał się obawiać, że stanie się łatwą ofiarą. Dodatkowo sam unikał kontaktów z osadzonymi. Nie dlatego, że się bał, ale dlatego, że czuł się od nich lepszy, mądrzejszy, sprytniejszy. Na oddziale terapeutycznym – nie licząc osadzonych szczególnie agresywnych, których trzyma się w specjalnych celach z meblami przykręconymi do podłogi – Trynkiewicz był jedną z silniejszych jednostek. Szybko dochrapał się wysokiej pozycji. Nie biedował, miał nawet wpływ na to, kogo przydzielą mu do celi. Ale nie wszyscy pedofile mogą tu liczyć na takie przywileje. Na oddział terapeutyczny trafiają tylko przestępcy z potwierdzonymi zaburzeniami preferencji seksualnych. Większa część skazanych za wykorzystywanie małoletnich albo pornografię dziecięcą to nie są zdiagnozowani pedofile. Kieruje się ich na zwykłe oddziały. Czasem na własne życzenie. W zakładzie w Strzelcach pedofilów jest około 20, terapię odbywa zaledwie kilku. W całym kraju za kratami siedzi ich obecnie 933. Pedofil to więzień niemal idealny. Nie grypsuje – bo żaden szanujący się „git” by mu na to nie pozwolił – nie kombinuje, nie wszczyna burd, jest cichy, rzadko się skarży, bo donos w więzieniu może być jego gwoździem do trumny. Ogólnie stara się nie rzucać w oczy. Krzysztof* był do niedawna idealnym tego przykładem. Przez lata nie wysłał żadnej skargi, nie otrzymał żadnej nagany. Nie jest pewien, kto powiedział współosadzonym o ciążącym na nim wyroku. W celi wiedzieli właściwie od początku, choć dobiegającego czterdziestki bruneta trudno byłoby wyłowić z tłumu. Krzysztof nie wyróżnia się wzrostem, posturą ani zachowaniem. Nie spuszcza wzroku, nie drży mu głos. Tylko ręce woli trzymać pod stołem albo zakrywać dłuższymi rękawami. Widać na nich ślady przypalania papierosem. W niewielkiej jednostce w Hajnówce na Podlasiu takie ślady każdy zauważy, wieści szybko się rozchodzą. Krzysztofa skazano za gwałt na 14-latce. – Przespał się z nią, ale ta smarkula wszystko zaplanowała. Znam ją, bo mieszka w naszej klatce, przeklinała, papierosy tliła. Z 6 przedmiotów była zagrożona – próbuje go bronić matka. Przekonuje, że dziewczyna chciała wyłudzić pieniądze, czego dowodem miał być SMS, który ponoć wysłała do przyjaciółki, miała się chwalić, że wyciągnie z tego 15 tys. zł. Ale w dokumentach dowodowych o SMS-ie nie ma słowa. Mężczyzna został skazany na 8 lat pozbawienia wolności. Za kratami spędził już ponad połowę wyroku. Z łatką pedofila i gwałciciela. W jednym z listów do matki syn zasugerował, że w celi jest traktowany jak żona. – Z tą różnicą, że ja swojej nigdy nie biłem – napisał. Ale gdy matka zapytała wprost o to, czy jest wykorzystywany seksualnie, zaprzeczył. W celi ma jeszcze czterech współwięźniów, żaden nie grypsuje, więc tolerują sąsiada ze stygmatyzującym paragrafem. Ale Krzysztof nie ma prawa usiąść z nimi przy jednym stole. Posiłki spożywa na stojąco albo na sedesie. Jest bity i okradany. – Gdy powiedziałam wychowawcy, odparł, że dopóki krew się nie poleje, to on nie będzie interweniował – żali się kobieta. W listach Krzysztof pisze, że ani na więźniów, ani na funkcjonariuszy poskarżyć się nie może. Pierwsi w najlepszym wypadku obiją mu mordę, drudzy zawsze mogą przenieść go do celi grypsujących. Cela pod nadzorem Każdy nowy przestępca seksualny, który ma na koncie nieletnią ofiarę, to dla dyrekcji więzienia kłopot. Zwłaszcza jeśli jego zbrodnią przez kilka tygodni żyły media, a nazwisko i twarz zwyrodnialca nie schodziły z czołówek gazet. Tak było z Trynkiewiczem czy słynnym psychoterapeutą Andrzejem S. Więźniowie doskonale wiedzieli, z kim mają do czynienia, od pierwszego dnia ich odsiadki. Wieść o nowym sąsiedzie rozchodziła się po zakładzie lotem błyskawicy. Aby uniknąć linczu w celi czy na spacerniaku, trzeba takim przestępcom znaleźć odpowiednie towarzystwo. I dodatkową ochronę. Ryzyko wpadki, którą rozdmuchają media, jest zbyt duże. Przydzielając odpowiednią celę, dyrekcja bierze pod uwagę nie tylko względy osobowościowe i konfliktowość delikwenta, stopień demoralizacji, ale chociażby to, czy pali papierosy. Skazany po raz pierwszy nie powinien siedzieć z recydywistami, palący z niepalącymi, a pedofil z grypsującymi. Można go za to wsadzić do alimenciarzy, drobnych oszustów czy gwałcicieli, bo o ile na górze więziennej stratyfikacji ewoluują kodeksy i wewnętrzne podziały, to na dole od lat jest bez zmian. – W sumie jednym z nielicznych elementów niezmiennych jest dno więziennej stratyfikacji. Pedofile byli, są i będą wykluczani – potwierdza dr Mariusz Snopek z Uniwersytetu Opolskiego, który od kilku lat bada sytuację poszkodowanych w polskich zakładach karnych. Jego ostatnie badania objęły ponad 220 skazanych z grupy poszkodowanych. Snopek wskazuje, że więzienna społeczność ewoluuje. Dla przykładu jeszcze do niedawna dla grypsujących liczyły się przede wszystkim muskuły, dziś ważniejsze są spryt i pieniądze. Obecnie osadzonych można podzielić na grypsujących, niegrypsujących, cwaniaków (którzy mają dość władzy charakterniaków) i poszkodowanych. Do tej ostatniej grupy trafić można nie tylko za paragraf, ale za długi, donoszenie, współpracę z klawiszami czy po prostu słaby charakter. Nie wszyscy pedofile proszą o ochronę i bezpieczną celę. Wychowawca każdego uprzednio informuje o zagrożeniu, dlatego rzadko zdarza się, że przestępca seksualny decyduje się iść na zwykły oddział. Są jednak jednostki, które czują się silne i radzą sobie bez dodatkowego wsparcia. Maskują się, wymyślają rzekomo popełnione przestępstwa, a nawet – jeśli mają na koncie inne wyroki – zabierają do celi stosowne dokumenty. Ale często na nic to się zdaje. – Wchodzi się do celi i cię taksują. Najpierw – wiadomo – patrzą na gabaryty, większym łatwiej budzić respekt. Potem pytają, skąd jesteś i kogo znasz, a na końcu, za co cię posadzili. Można skłamać, wozić się przez jakiś czas, ale prędzej czy później pękniesz – mówi niespełna czterdziestoletni Marek, szef strzeleckiego radiowęzła, który odsiaduje w strzeleckim Pawilonie B wyrok za zabójstwo. On sam nie grypsuje, ale cieszy się tu szczególnymi względami – może swobodnie poruszać się po oddziale, celę dzieli tylko z jednym współwięźniem, no i gra w tutejszym zespole na perkusji. – Pedofila da się wyczuć. Zdradza go strach – mówi Marek i zaraz dodaje, że tutaj jest inaczej. Strzelecka „Dwójka” to zakład karny dla recydywistów, więzienni wyjadacze rzadziej dają „się podpalić”, lepiej kontrolują emocje. – Jak człowiek liczy na warunkowe zwolnienie, to nie chce sobie ściągnąć na głowę kłopotów – odpowiada, gdy pytam o więzienną podkulturę i jej stosunek do pedofilów. Lista tortur, jakie mogą im zaserwować sąsiedzi za kratami, jest długa. W zakładach krążą historie o pojeniu zboczeńców uryną, kręceniu wora (czyli miażdżeniu jąder), gwałtach, podpalaniu penisa nasmarowanego wcześniej maścią na spirytusie. Z badań Snopka wynika, że największa grupa więźniów boi się przemocy fizycznej – pobicia, a nawet śmierci. Co trzeci z przebadanych przez niego poszkodowanych obawiał się ośmieszenia i upokorzenia, co czwarty – wyzwisk. Od 13 do 15 proc. więźniów wspominało o strachu przed okradnięciem i gwałtem. Nie wystarczy więc dobrze ulokować skazanego. Na znalezieniu odpowiedniego towarzystwa do celi rola służby więziennej się nie kończy. Potem trzeba go jeszcze pilnować i patrzeć – czy siniaków mu nie przybywa, czy trzyma pion i ma siłę wstać, żeby odebrać talerz. W społeczności poszkodowanych, w tym pedofilów, nie istnieje pojęcie solidarności. – Są bardziej skonfliktowani niż inne grupy. Wydawać by się mogło, że siebie traktują gorzej niż grypsujący poszkodowanych – mówi Snopek. Zasada jest prosta: znęcali się nad tobą, to prędzej czy później szukasz kogoś, abyś ty mógł się znęcać. Dlatego izolowanie poszkodowanych od innych skazanych wcale nie jest słuszne, bo oni sami są wrogo nastawieni wobec siebie i sami się dzielą, tworząc dno w dnie. Zakłady karne powinny unikać tworzenia gett. Pieniądze dają spokój Los pedofila w celi najbardziej sugestywnie pokazał Konrad Niewolski w swojej „Symetrii”. – Uwal się, kurwa, na pizdę i nawet nie mruknij – syczy na powitanie do nowego współwięźnia filmowy „Kosior”. Dalej obserwujemy, jak znienawidzony zboczeniec jest bity, okradany, poniżany, a w końcu powieszony przez współwięźniów „na tygrysie”. Pod nosem klawisza. – Ale czasy „Symetrii” są bardzo odległe – mówi dyrektor więzienia w Strzelcach Opolskich, ppłk Andrzej Tesarewicz. Zapewnia, że w interesie służby więziennej jest zapewnienie bezpieczeństwa wszystkim osadzonym. Także pedofilom. Tu nikt nie ryzykuje, wedle zasady: lepiej dmuchać na zimne, ale zdaniem Tesarewicza ostracyzm w stosunku do pedofilów ma dziś coraz bardziej symboliczny wymiar. – Kodeks kultury przestępczej złagodniał. Poważaniem wśród osadzonych cieszą się ci skazani, którzy mają pieniądze i pomoc materialną z domu – dodaje. Potwierdza to Maciej Lisowski z Fundacji Lex Nostra. Podkreśla, że dziś wykorzystywanie przestępców seksualnych w subkulturze więziennej wynika bardziej z kiepskiej sytuacji ekonomicznej osadzonych niż jakichkolwiek kodeksów. Powody są prozaiczne. – Paragraf to wygodny pretekst, choćby do tego, by okradać współwięźnia. Wielu osadzonych to osoby z marginesu, ścigane przez komornika, kosztem współosadzonych zdobywają środki na papierosy, żywność – wyjaśnia Lisowski. – Prędzej dochodzi do konfliktów na tle niezgodności charakterów czy z bardziej prozaicznych powodów związanych z codzienną egzystencją w celi mieszkalnej – wtóruje mu dyrektor Tesarewicz. Choćby z powodu telewizora. Za jego kadencji w Strzelcach nie odnotowano żadnego przypadku napaści czy pobicia wynikającego z tego, jak podkulturowy kod każe traktować skazanych za wykorzystywanie nieletnich. – Nie podaje się takiemu ręki, nie akceptuje się go w jednej celi czy pracy, ale do rękoczynów w więziennej Polsce na tym tle dochodzi rzadko – zapewnia Tesarewicz. Ze statystyk w całym kraju wynika, że w 2012 roku odnotowano zaledwie dwa przypadki samoagresji z powodu presji podkultury więziennej. Rok wcześniej tylko jeden. Liczbom trudno wierzyć, bo większość poszkodowanych boi się skarżyć. Innych danych nie ma. W przeszłości głośno było jednak o zabójstwach w celi. Trzy lata temu wyrok dożywocia za zabicie współwięźnia usłyszał Sebastian L. ze Zgierza. Odsiadywał wyrok za rozbój i pobicie ze skutkiem śmiertelnym w jednej celi z pedofilem. Pewnego dnia zakatował go taboretem. 10 lat temu podobna historia miała miejsce w Toruniu. Zresztą pedofilów trzeba chronić w każdym więzieniu. Także za granicą. W amerykańskim zakładzie w hrabstwie Fremont w stanie Kolorado przestępców seksualnych, którzy skrzywdzili dzieci, określa się wulgarnym pseudonimem KFC (ang. Kiddy-Fucking Cunt). Na Wyspach kilka lat temu gwałciciel 13-letniej dziewczynki został wypatroszony przez współwięźniów za pomocą prowizorycznej broni z żyletek przyczepionych do uchwytów od szczoteczek do zębów. Tajemnicą poliszynela jest też to, że funkcjonariusze niechętnie wtrącają się w więzienne porachunki. Przymykają oko, a nawet po cichu kibicują dręczycielom, wierząc, że dla zwyrodnialca, który skrzywdził dziecko, kara pozbawienia wolności to za mało. Nie różnią się tym od większości społeczeństwa. – Ludzie domagają się linczu, ale nie zdają sobie sprawy, że większość więźniów zgnębionych za murami kiedyś wyjdzie na wolność. Akcja rodzi reakcję – ostrzega Lisowski. Jego zdaniem system powinien dążyć do resocjalizacji bez względu na rodzaj przestępstwa i nie tolerować dodatkowych sankcji wymierzanych przez podkulturę więzienną. – Od tego, co działo się za murami, zależeć będzie późniejsze zachowanie skazańca. Albo zrozumie swój błąd, albo będzie pałał żądzą odwetu za swoje krzywdy – tłumaczy Lisowski. Plan zemsty zrealizuje na wolności. Chyba że po odsiadce trafi do zamkniętego ośrodka. Taką możliwość daje uchwalona specjalnie dla Trynkiewicza i jemu podobnych ustawa. Wkrótce okaże się, czy ostatecznie trafi tam „szatan z Piotrkowa”. W kolejce już czekają następni. Tylko w samych Strzelcach bierze się pod uwagę trzech zwyrodnialców. Barbara Sowa Gdy będą wychodzić, pożegna ich widniejący przy drzwiach Pawilonu A cytat z kardynała Stefana Wyszyńskiego. „Przebaczenie jest przywróceniem sobie wolności, jest kluczem w naszym ręku od własnej celi więziennej”. Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL Kup licencję Zobacz więcej Przejdź do strony głównej
karna cela w więzieniu